Maskę Kallos Crema Midollo & Placenta kupiłam w Hebe za całe 11,99 zł :) . Za taką pojemność (litr) cena jest naprawdę niska. Zapach maski jest chemiczny, jednak mi bardzo się podoba, tak jak i podoba mi się zapach na włosach w ciągu dnia.
Konsystencja:
Ciężka. U siebie tego nie obserwowałam, jednak łatwo natknąć się na opinie o wzmożonym wypadaniu włosów oraz obciążeniu. Ja nie używam jej solo, więc to co nakładam na głowę jest rzadsze, może dlatego udało mi się uniknąć tego problemu. Gdy nałożymy ją zbyt blisko cebulek prawdopodobnie czeka nas przyklapnięta fryzura- tak niestety udało mi się wyglądać.
Wydajność :
W porządku. Używam jej po każdym myciu (co 2 dni) od prawie dwóch miesięcy i nadal jest :) Za taka cenę jednak nie przykładam do tego zbytniej uwagi.
Działanie:
Na moich włosach (wysokoporowate, farbowane na blond, kiedyś dużo przeszły-nieudolne rozjaśnianie) ta maska solo jest po prostu za słaba. Moje włosy potrzebują duuużo ! Niemniej jednak jest naprawdę w porządku,włosy są wygładzone i lekkie. Jednak najbardziej lubię tą maskę jako element ''maski cięższego kalibru''. Staje się maską idealną gdy dolewam do niej....aloes :) Kombinuję z nią na różne sposoby, dodaje różnych odżywek, miodu,itd., za każdym razem efekt jest naprawdę fajny. Wystarczy mi silikonowe serum na końcówki i jest fajnie.
Polecam wypróbować, bo jak na swoją cenę maska jest naprawdę dobra. Sama jestem ciekawa jak sprawdza się na wysokoporowatych włosach :) Miłego wieczoru :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz